Na zegarku było kilka minut po siódmej rano, kiedy wyruszyliśmy u podnóża Lion’s Head, jednej z najbardziej rozpoznawalnych gór Kapsztadu. Plan był prosty: wspiąć się na szczyt i podziwiać panoramę miasta oraz widok na Atlantyk.

SPRAWDŹ RÓWNIEŻ:
Jak przygotować się na trekking na Lion’s Head?
Trasa nie jest długa, około 5 kilometrów w dwie strony, ale ma swoje wyzwania. Początek szlaku jest łagodny – szeroka, piaszczysta ścieżka prowadzi przez zarośla fynbos, unikalnej roślinności typowej dla RPA. Powoli podnosi się i już po kilkunastu minutach zaczynają się pierwsze widoki na okolicę. W dole widać zabudowania Kapsztadu, a w oddali błyszczące w świetle poranka oceaniczne fale.
Z każdym krokiem krajobraz stawał się coraz bardziej malowniczy. Szlak stopniowo staje się węższy i bardziej stromy, a w pewnym momencie napotykamy pierwsze trudności – metalowe drabiny i klamry, które pomagają wspiąć się po skalnych ścianach. Z każdym pokonanym metrem adrenalina wzrasta, ale i ekscytacja związana z osiągnięciem celu. Trasa wymaga skupienia, szczególnie na węższych odcinkach, gdzie przepaść po jednej stronie przypomina, że nie ma tu miejsca na błędy.
W końcu docieramy na szczyt! Wysokość Lion’s Head to zaledwie 669 metrów, ale widok, jaki roztacza się z góry, jest naprawdę imponujący.
Na horyzoncie Góry Stołowe, a w dole widać linię brzegową Kamps Bay i Clifton. Przy dobrej pogodzie można nawet dostrzec Robben Island, historyczną wyspę, na której przez wiele lat więziony był Nelson Mandela.
Jak najlepiej zaplanować wędrówkę na Lion’s Head?
Warto zaplanować swoją wędrówkę z wyprzedzeniem i najlepiej wyruszyć jak najprędzej przy wschodzącym słońcu, aby komfortowo i bezpiecznie dotrzeć na szczyt przed pierwszymi mocnymi promieniami słońca.
Po kilku chwilach w pełnym zachwycie zaczynamy schodzić, choć wcale nie mamy ochoty opuszczać tego miejsca. Palące słońce i kończąca się nam woda przypomina jednak śmiało: czas wracać! Powrót zajmuje nieco mniej czasu, ale nadal wymaga uwagi – szczególnie na stromych odcinkach. Gdy dotarliśmy na dół, czuliśmy zmęczenie, ale jednocześnie niesamowitą satysfakcję! Uczucie zdobycia tego szczytu, mimo że nie najwyższego, zostanie z nami na długo.